Ads 468x60px

.

28 maja 2015

Brudne łapki za 50 złotych, czy warto?


Ludzie mówią, że pieniądze leżą na ulicy i żeby je mieć wystarczy się po nie schylić. W tym zdaniu może i jest ziarnko prawdy, ale w moim przypadku samo „zgięcie” w pasie nie wystarczyło. Aby zyskać, wspomniane w tytule 50 złotych, musiałem się wręcz „położyć” na ziemi. Już tłumaczę o co mi chodzi :)

Jak wiecie nie jestem typowym przedstawicielem białych kołnierzyków, który tylko siedzi za biurkiem i klika w klawiaturę swojego komputera. Osoby, które mnie znają - wiedzą, że potrafię wywiercić otwór, powiesić szafkę, naprawić kran, podłączyć żyrandol, zlew, zmywarkę czy zmienić olej w swoim samochodzie. W miniony weekend zmierzyłem się właśnie z tym ostatnim wymienionym zadaniem.

I wiecie co? Dzięki temu, że zrobiłem to samodzielnie - zaoszczędziłem równe 50 złotych.

Nie odkryję żadnej tajemnicy jeśli powiem, że większość producentów samochodów zaleca, aby po pokonaniu odpowiedniego przebiegu (u mnie 15 tys. km) lub przynajmniej raz w roku wymieniać olej silnikowy wraz z filtrem. Taka operacja stała się wymagalna również i w moim przypadku, a że ostatni weekend należał do tych „wolnych” postanowiłem sprawnie załatwić sprawę.

Na początku tygodnia (nigdy nie zostawiam niczego na ostatnią chwilę) kupiłem stosowny olej i filtr w jednym ze sklepów motoryzacyjnych. Jako, że silnik w moim aucie jest w dobrym stanie technicznym konieczne jest „zalanie” go olejem syntetycznym. Ten, którego używam wraz z filtrem kosztował mnie około 200 zł za 4 litry.

50 złotych za godzinę

Cała operacja wymiany oleju zajęła mi niecałą godzinę. Mam tu na myśli spuszczenie starego, wymiana filtrów (powietrza i oleju) oraz „zalanie” silnika nowym płynem. Czy to długo? Biorąc pod uwagę, że w tym czasie zdążyłem jeszcze wypić kawę z moim tatą - to chyba dobry czas.

Skutkiem ubocznym przeprowadzonej operacji były tytułowe „brudne łapki”, które później trzeba było doprowadzić do stanu użyteczności. Ale trochę smaru na rękach za cenę 50 złotych -tyle mniej więcej kosztuje wymiana oleju w warsztacie niezależnym, to chyba nic strasznego.

Tak wiem, zaraz sobie pomyślicie, że to nie warto… że to za mała kwota, aby się brudzić… że przecież mechanik też musi zarobić… itd. Może i macie rację, ale biorąc pod uwagę, że taka operacja nie sprawiła mi żadnego kłopotu i że jestem wielkim fanem motoryzacji, to wykonanie tak błahej czynności było dla mnie czystą przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Taki dziwny jestem :)

Ponad 8 tys. zł za olej!!!

Taką właśnie kwotę uzyskamy mnożąc wspomniane 50 zł przez ilość godzin (dla przypomnienia wymiana oleju zajęła mi około 1 godziny) jaką przepracowujemy średnio w miesiącu:

168 godzin x 50 zł = 8400 zł

Kwota bardzo duża zważywszy na fakt, że dotyczy operacji, która nie należy do zbytnio skomplikowanych. Oczywiście mechanicy wykonują także inne działania serwisowe, ale gdyby zajmowali się tylko tą czynnością i mieli pełne obłożenie pracą, to na samej wymianie oleju zarabialiby całkiem niezłe pieniądze. STOP - nie o to chodzi w tym wpisie, abym podliczał zarobki serwisów samochodowych - przynajmniej na razie ;)

Postanowiłem napisać ten tekst, ponieważ chciałem Wam pokazać, że wykonując niektóre czynności samodzielnie po prostu oszczędzamy pieniądze. I nie mam tu na myśli jakiś trudnych operacji, ale takie, z którymi jesteśmy w stanie sobie poradzić. Dla jednych może to być prasowanie, dla innych umycie samochodu, a jeszcze dla innych skopanie ogródka czy zamontowanie półki. Zlecając te zadania komuś obcemu - będziemy musieli za to zapłacić. A wierzcie mi nie zawsze jest to konieczne.

A Wam jakie czynności domowe sprawiają najwięcej trudności? 

Zapraszam do komentowania, Jacek

26 maja 2015

Jak kupić 65 metrów mieszkania w jeden dzień?


Choć tytuł dzisiejszego posta może wydawać się nierealny do zrealizowania, to istnieje w naszym pięknym kraju osoba, a dokładniej organ, który może sobie pozwolić na taką rozpustę. Powiem więcej - może tego dokonać bez żadnych skrupułów, bo nie robi tego za własne pieniądze. O kim mowa? Zapraszam do lektury…

Nie lubię pisać o polityce, ale ponieważ jesteśmy świeżo co po wybraniu nowego prezydenta, nie mogłem przejść obojętnie obok tej informacji. Wybieranych kandydatów, jak i ostatecznego wyniku wyborów nie będę oceniał, gdyż nie leży to ani w kręgu moich zainteresowań, ani co ważniejsze nie mam na to najmniejszej ochoty. Skupię się jednak na tym co ważne, czyli na pieniądzach…

3 pokoje dziennie…

Tak, tak moi drodzy - dokładnie tyle może kupować sobie Kancelaria Prezydenta RP każdego dnia. Mówiąc każdego mam tu na myśli także soboty i niedziele. Wynika to z faktu, że budżet wspomnianego organu na rok 2015 wynosi aż 168 mln złotych. Dzieląc tą wartość przez 365 dni otrzymujemy kwotę 460 tys. złotych, która w zupełności wystarczy na codzienny zakup 65 metrowego mieszkania i to w Warszawie.

Czy to nie dziwne, że zwykła osoba zainteresowana posiadaniem własnego mieszkania musi wspomnianą wyżej kwotę (460 tys. zł) pożyczać od banku i spłacać ją przez okres 30 lat. No ale prezydent to ważna osoba, więc musi żyć z rozmachem, prawda? Sorry, zaleciałem populizmem ;)

Tak duże pieniądze są wydawane m.in.:

1. Na funkcjonowanie samej Kancelarii,

2. Na Biuro Bezpieczeństwa Narodowego,

3. Na odznaczenia państwowe,

4. Na rewaloryzację zabytków Krakowa,

5. Na wynagrodzenia pracowników .


Tu pozwolę sobie dopisać małą uwagę dotyczącą ostatniego punktu. Na koniec 2013 roku w Kancelarii Prezydenta było zatrudnionych 397 osób, których przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto wynosiło około 9250 złotych. To ponad dwa razy więcej niż średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw - czyli źle nie mają ;)

I to tyle…

Dzisiejszy wpis jest dość krótki, ale też nie do końca wpisuje się w politykę (co ja dziś z tą polityką) mojego bloga, więc nie będę na siłę go przedłużał. Można tylko powiedzieć, że taki Prezydent to ma fajne życie - oczywiście jeśli ktoś lubi być ciągle w centrum zainteresowania. 

Pozdrawiam, Jacek

21 maja 2015

Dlaczego nie lubimy pieniędzy?

Pieniądze szczęścia nie dają, ale to dzięki nim nasze życie staje się łatwiejsze. Dlaczego więc tak nie lubimy swoich pieniędzy? Mimo, że tytuł dzisiejszego artykułu jest nieco przewrotny, to w gruncie rzeczy doskonale oddaje on naturę drzemiącą w znacznej części naszego społeczeństwa. Już tłumaczę o co mi chodzi.

Na początku marzenia…

Któż z nas nie marzy o posiadaniu wielkiego majątku. Majątku pozwalającego zrezygnować z obowiązku codziennego chodzenia do pracy oraz umożliwiającego wieść spokojne życie w otoczeniu swoich najbliższych. Mówiąc więcej - jesteśmy na tyle „leniwi”, że najlepszym dla nas wydarzeniem byłoby gdybyśmy owe bogactwo dostali bez żadnego wysiłku - ot, taki sen o wygranej w lotto.

Niestety takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach a nie w realnym życiu - no chyba, że ktoś bogato się wżeni lub wyjdzie za mąż za milionera. Jednak w prawdziwym świecie trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że budowa majątku to wymagające i żmudne zadanie, które wymaga olbrzymiego samozaparcia i dużej systematyczności.

Chcieć to mieć…

Ta stara prawda życiowa, bardzo często powtarzana przez moją babcię, wydaje się doskonale opisywać jak należy postępować w życiu. W wielkim skrócie te trzy słowa można wytłumaczyć tym, że jeśli aktywnie dążymy do jakiegoś celu , to wcześniej czy później go osiągniemy. Inaczej można to opisać następującą zależnością:

chęć = > działanie = > rezultat

przykłady:

chcę być magistrem = > studiuję => mam tytuł

chcę zmienić pracę = > szukam ogłoszeń => zmieniam pracodawcę

chcę być wysportowany = > ćwiczę = > mam dobrą kondycję

chcę mieć pieniądze = > oszczędzam = > mam dużo kasy


Banalnie proste, prawda? To dlaczego tak wielu z nas nie stosuje się do tej zasady? Tego nie wiem, ale mogę się domyślać, że z lenistwa lub braku motywacji. Wróćmy jednak do tematu zawartego w tytule.

Dlaczego nie lubimy pieniędzy?

Do zadania powyższego pytania skłoniło mnie takie oto przemyślenie: skoro wszystkim nam zależy na posiadaniu pieniędzy, to dlaczego aktywnie nie budujemy własnych majątków? Mam tu na myśli tworzenie własnej zamożności poprzez zwykłe odkładanie pieniędzy. Nie każę nikomu spekulować na giełdzie, unikać podatków czy prowadzić własnej działalności gospodarczej. Chodzi mi tylko o regularne gromadzenie oszczędności.

Z badań opublikowanych przez Związek Banków Polskich w listopadzie 2014r. wynika, że prawie połowa Polaków nie posiada żadnej rezerwy finansowej. Dlaczego? Czy naprawdę nie lubimy posiadać pieniędzy? Patrząc na wyniki wspomnianego badania to chyba tak, zwłaszcza że:

Po pierwsze, zamiast oszczędzać pieniądze wydajemy je na dobra materialne. Ważniejsze dla nas jest posiadanie nowego telewizora, samochodu czy smartfona, którym będziemy mogli pochwalić się przed znajomymi.

Po drugie, olewamy drobnicę - nie doceniamy małych kwot, czyli wydaje nam się, że aby zacząć oszczędzać musimy posiadać duży kapitał - a to właśnie od drobnych sum należy zacząć budować swoją rezerwę finansową (pisałem już o tym TUTAJ).

Po trzecie, z chytrości, czyli za niskie oprocentowanie - znam osoby, które na sam pomysł ulokowania 10 tys. zł na kwartalnej lokacie oprocentowanej na 3 proc. odpowiadają - przecież to da mi tylko 61 złotych i to dopiero za 3 miesiące.

Po czwarte, wina leży w mentalności - mam tu na myśli tłumaczenie samego siebie, że skoro tak ciężko pracowałem na te pieniądze, to należy mi się jakaś nagroda, więc trochę wydam.

I wreszcie po piąte, z lenistwa - posiadając dużo pieniędzy należy nimi odpowiednio zarządzać tzn. szukać atrakcyjnych depozytów, uczyć się nowych instrumentów finansowych, a co najważniejsze reagować na wszelkie zmiany rynkowe - kto by miał na to czas, a o chęci nawet nie wspomnę.

Dzisiejszy wpis jest może trochę przekorny, ale napisałem go celowo. Chciałem Wam uzmysłowić, jak ważną rzeczą w naszym życiu jest posiadanie oszczędności i wskazać główne przyczyny dlaczego takowych nie posiadamy. A przecież to dzięki oszczędnościom nie musimy w pośpiechu zaciągać drogich kredytów lub prosić o wsparcie naszych najbliższych, gdy przydarzy nam się nieprzewidziany wydatek.

Dlaczego, więc tak nie lubimy mieć pieniędzy? Ja nie wiem, ale może Wy znacie odpowiedź :)

Pozdrawiam serdecznie, Jacek

19 maja 2015

Mariola prawdę Ci powie, czyli pojedynek na procenty

Pomnażanie pieniędzy nie dość, że samo w sobie nie jest zbyt popularną czynnością, to jeszcze operację tą dodatkowo utrudniają same instytucje finansowe. I nie chodzi mi tutaj o oferowanie przez nie skomplikowanych instrumentów finansowych, ale o niezbyt „dokładne” informowanie klienta o osiąganych przez te produkty stopach zwrotu. Już tłumaczę o co mi chodzi…

Do napisania tego wpisu zainspirowała mnie moja ostatnia rozmowa z doradcą bankowym kiedy to zakładałem lokatę bankową dla mojej babci. Owa osoba (pani Mariola) usilnie próbowała mnie namówić do tego abym zamiast tradycyjnego depozytu bankowego ulokował pieniądze mojej kochanej seniorki w „bezpiecznych” funduszach inwestycyjnych.

Kartą przetargową owej Pani było powoływanie się na historyczne stopy zwrotu osiągane przez prezentowany przez nią produkt. W sumie nic w tym dziwnego, gdyż większość doradców w ten właśnie sposób „sprzedaje” fundusze. Ale o nie tym chciałem mówić…

Podczas naszej rozmowy pani Mariola nieopatrznie powiedziała zdanie, które mnie zainspirowało do napisania tego tekstu: „Niech pan spojrzy – w ostatnich trzech latach ten fundusz zarobił aż 15 proc., to przecież 5 proc. rocznie, czyli więcej niż na najlepszych lokatach”. I właśnie przez te słowa nie dość, że straciłem nieco zaufania do obsługującej mnie kobiety (nie umie procentów), to wpadłem na pomysł opisania tego przypadku.

Co w tym stwierdzeniu jest nie tak?

Ano to, że wyrażenie 15 procent zysku w trzy lata - to nie to samo co 3 x 5 procent w skali roku. Aby dobrze zrozumieć ten problem należy zapoznać się ze wzorem na przyszłą wartość pieniądza, który wygląda tak:

FV = PV * (1 + r/m)^nm

gdzie:

FV – wartość przyszła pieniądza

PV – wartość obecna pieniądza

r – stopa oprocentowania

m – ilość kapitalizacji w danym roku

n – ilość okresów

Dokładnie ten wzór opisałem w tekście poświęconemu magii procentu składanego, który znajdziecie TUTAJ. Nie wchodząc w szczegóły przejdźmy do obliczeń - załóżmy, że dysponujemy kwotą 1000 złotych.

Gdybyśmy tą sumę wpłacili na fundusz polecany przez panią Mariolę, to po trzech latach oszczędzania uzyskalibyśmy kwotę 1150 zł, gdzie 1000 zł to nasz początkowy kapitał, 150 zł to wypracowane odsetki (1000 zł x 15 proc. = 150 zł).

Teraz druga opcja, czyli lokujemy wspomniany 1000 zł na odnawialnej lokacie bankowej oprocentowanej na 5 proc. w skali roku.

Po pierwszym roku mamy:

1000 zł x 5 proc. = 50 zł odsetek, czyli z wpłaconym kapitałem mamy 1050 zł

Po drugim:

1050 zł x 5 proc. = 52,50 zł odsetek, czyli z wpłaconym kapitałem mamy 1102,50 zł

I wreszcie po trzecim:

1102,50 zł x 5 proc. = 55,13 zł odsetek, czyli z wpłaconym kapitałem mamy 1157,63 zł

Podsumowując po 3 latach oszczędzania na odnawialnej lokacie stan oszczędności wyniesie 1157,63 zł, czyli o 7,63 zł więcej niż w produkcie polecanym przez panią Mariolę.

Dlaczego tak się dzieje?

Wynika to z podstawowych zasad matematyki. Gdy mówimy o procentach pokazujących nasze zyski, to nie wolno ich dzielić, mnożyć, dodawać czy odejmować. Procenty można jedynie potęgować lub pierwiastkować.

Aby dobrze policzyć „prawdziwą” roczną stopę zwrotu należy nieco przemodelować wspomniany już przeze mnie wzór FV = PV * (1 + r/m)^nm.

Ponieważ będziemy liczyć stopę zwrotu wyrażoną w latach i taka też jest częstotliwość kapitalizacji ze wzoru usunę parametr m, który w tym przypadku domyślnie wynosi 1.

Po mojej małej modernizacji wzór wygląda zatem tak FV = PV * (1 + r)^n

Zacznijmy poszukiwania upragnionego "r", czyli stopy oprocentowania wyrażonej w stosunku rocznym. Stosując najprostsze zasady przekształcania wzorów otrzymujemy:

FV/PV = (1 + r)^n

(FV/PV)^1/n = (1 + r)

r = (FV/PV)^1/n - 1

Nadal wygląda nieco skomplikowanie, więc uprośćmy sprawę. W miejsce "(FV/PV)" wstawimy procentową wartość zysku(bądź straty), jaki udało nam się osiągnąć (w naszym przykładzie było to 15 proc. - należy pamiętać o dodaniu „jedynki”, która to odpowiada za nasz początkowy kapitał). W miejsce "n" wpiszemy liczbę lat w czasie których oszczędzaliśmy (w przykładzie były to 3 lata). Dzięki takiemu zabiegowi otrzymamy:

FV/PV = (1+ 15 proc.) = 115 proc.

lub wykorzystując kwotę końcową i początkową (obydwie znamy):  

1150/1000 = 1,15 - czyli 115 proc.

n = 3

Mając już wszystkie dane policzmy "r"

r = (115 proc.)^(1/3) - 1 daje nam wynik 0,04769, czyli nasze "r" wynosi 4,769 proc.

Sprawdźmy teraz czy obliczona powyżej wartość jest prawidłowa podstawiając nowe "r" do wyliczeń z początku tekstu:

Pierwszy rok:

1000 zł x 4,769 proc. = 47,69 zł odsetek, czyli z wpłaconym kapitałem 1047,69 zł

Drugi rok:

1047,69 zł x 4,769 proc. = 49,96 zł odsetek, czyli z wpłaconym kapitałem 1097,65 zł

Trzeci rok:

1097,65 zł x 4,769 proc. = 52,35 zł odsetek, czyli z wpłaconym kapitałem 1150 zł – ZGADZA SIĘ.

Jak wynika z powyższych wyliczeń słowa wypowiedziane przez doradcę bankowego (panią Mariolę) wprowadzały mnie w błąd. Zysk na poziomie 15 procent w trzy lata to nie to samo co osiąganie 5 proc. w skali roku przez okres 3 lat. Prawidłowa wartość to 4,769 proc.

Dla zainteresowanych dołączam kalkulator (dostępny TUTAJ), dzięki któremu w prosty sposób szybko sami policzycie średnioroczną, a nawet średnio miesięczną stopę zwrotu. Pola, które należy uzupełnić to tylko zainwestowana kwota, wypłacona kwota oraz liczba miesięcy przez ile trwała Wasza inwestycja. Zachęcam do pobierania :)

I to chyba wszystko co chciałem Wam powiedzieć w tym temacie. Nie zapominajcie jednak, że pułapek w szeroko rozumianych procentach jest o wiele więcej. Dobrym przykładem jest chociażby pytanie:

Jeśli cena jakiegoś dobra spadnie o 10 proc., a potem wzrośnie o 10 proc. - to nowa cena będzie niższa czy wyższa od tej początkowej?

Mam nadzieję, że znacie odpowiedź??? Jeśli NIE, to brzmi ona oczywiście: NIŻSZA - krótki przykład dostępny TUTAJ.

Pozdrawiam Was serdecznie i pamiętajcie nie wierzcie we wszystko co usłyszycie o procentach :) - zwłaszcza od Doradców Bankowych.

Jacek

14 maja 2015

Chamem być, czyli ile kosztują rozkosze kulturalne?


„Potem kino, kawiarnia i spacer…” - to cytat ze znanej piosenki, w której osobnik płci męskiej śpiewa o randce ze swoją wybranką. Niestety ja w poniższym tekście ośmielę się nieco zepsuć ten piękny, sielski obraz przedstawiony w owym utworze. Zrobię to sprowadzając owe wyniosłe wydarzenie - takim niewątpliwie jest randka z ukochaną osobą, do przyziemnego podliczenia kosztów takiej operacji. Zobaczcie co wymyśliłem…

Za nami długi weekend majowy, podczas którego pogoda może nie była najlepsza (ważne że nie padało), ale można było nieco zwolnić w codziennym świecie otaczających nas obowiązków.

Wiele osób wykorzystało te kilka dni do nadrobienia zaległości (domowych i szkolnych), spotkań ze znajomymi, czy też wreszcie do ogólnego wypoczynku. Jest wśród nich także grupa, która spędziła tę wolną chwilę na dostarczeniu sobie rozrywki kulturalnej. Przyznam się szczerze, że choć ja do niej osobiście nie należę, to lubię od czasu do czasu wybrać się w miejsca pobudzające mój rozwój intelektualny. Niestety albo i stety (o tym poniżej) na chwilę obecną takie wypady nie są u mnie stałą regułą, ponieważ najzwyczajniej w świecie są one bardzo drogie.

No ale zacznijmy od początku…

Dwa tygodnie temu wybrałem się z moją rodziną do warszawskiego ZOO. Pomyślałem, że to bardzo fajny pomysł zważywszy na fakt, że mój mały Michał ma już 21 m-cy i zobaczenie przez niego różnych dziwacznych zwierzaków może mu się bardzo podobać.

Wyprawa oczywiście się udała, pogoda była dobra, ale… większy entuzjazm mojego synka wzbudziły przelatujące wróbelki aniżeli jakieś tam słonie, czy hipopotamy. Choć muszę przyznać, że pewnym zainteresowaniem obdarzył żyrafę, a dokładniej jej ciągłe przeżuwanie pokarmu ;)

Do niemiłych niespodzianek muszę niestety zaliczyć wystawienie misia brunatnego niemal na środek bardzo ruchliwej ulicy (Al. Solidarności), który wyglądał na mocno wystraszonego oraz cenę biletów. Za wejście dwóch dorosłych osób zapłaciłem 40 złotych, co wg mnie jest bardzo dużą wartością - zważywszy na fakt, że niemal każdy mieszkaniec wspomnianego ogrodu ma swojego finansowego opiekuna. Na co więc idą pieniądze z biletów? Nie mam pojęcia…

Ogród zoologiczny to dopiero początek…

Koszt wizyty w ZOO wypada i tak dobrze w zestawieniu z wydatkami ponoszonymi podczas wyjścia do kina. Nie dalej jak dwa miesiące temu miałem przyjemność oglądać film w jednym z warszawskich kin należących do sieci Multikina. Za dwa bilety, na wcale nie nowy już film, zapłaciłem blisko 52 złote - to jakiś horror. Pół stówki za 2,5 godziny seansu. W ogrodzie zoologicznym mogłem przynajmniej spędzić cały dzień, a tu po zakończeniu projekcji trzeba było opuścić salę.

Ale to nie wszystko…

Najwyższym wydatkiem poniesionym przeze mnie w obecnym roku kalendarzowym była wycieczka z moją żoną i grupką przyjaciół do teatru. Jako, że ogólnie jestem fanem komedii to miejsce do jakiego się wybraliśmy to Teatr Kwadrat. Ta wycieczka okazała się być najdroższą ze wszystkich tutaj opisanych. Cena biletów w środkowych rzędach (w pierwszych jest wyższa) wynosi 90 złotych/os., czyli za nas dwoje zapłaciłem 180 złotych. No ale tutaj trzeba przyznać, że zabawa była przednia - wszyscy wyszliśmy z obolałymi od śmiechu brzuchami, no i bezpośrednie obcowanie z aktorami dostarcza niezapomnianych doznań.

I to chyba tyle…

Postanowiłem napisać ten post aby uzmysłowić Wam, że życie kulturalne to droga zabawa. Na same wejściówki do trzech różnych miejsc wydałem ponad 270 złotych. Do tego należy dodać koszty popcornu, coli, lodów czy pamiątkowego balonika dla mojego synka. Na zakończenie jeszcze dodam, że wcale nie żałuję wydanych przeze mnie pieniędzy. W końcu jakaś rozrywka kulturalna należy się każdemu. Szkoda tylko, że taka przyjemność jest aż tak kosztowna.

Pozdrawiam serdecznie, Jacek

12 maja 2015

Konkret w meloniku, czyli o tym jak Alior ubiera Meritum

Dawno na moim blogu nie pisałem o kontach osobistych, więc dziś postanowiłem naprawić ten błąd. Bądź co bądź, ale to właśnie ROR jest przecież pierwszym produktem finansowym z jakim mamy styczność. To na niego wpływa nasze wynagrodzenie, z niego robimy przelewy, zakładamy lokaty itd. Ale nie o tym chciałem mówić.

Do stworzenia tego tekstu skłoniłem się sam. TAK SAM, gdyż konto które chcę opisać pośrednio dotyczy mojej osoby. Jak wiecie od wielu lat jestem aktywnym klientem Meritum Banku. Niestety podmiot ten pomału zmienia swoje główne szaty i przymierza się do założenia melonika. Dla niewtajemniczonych - Meritum zostało kupione przez Alior Bank.

Na efekty, jeszcze nie do końca zamkniętego połączenia, nie trzeba było długo czekać. Po pierwsze, oprocentowanie lokat zostało delikatnie mówiąc „dostosowane” do warunków Aliorowych, czyli spadło. Po drugie, w ofercie pojawiło się Konto z Gwarancją będące lustrzanym odbiciem Konta Wyższej Jakości dostępnego w Alior Banku.

I ja właśnie w sprawie tego konta :)

Konto z Gwarancją to nic innego jak zwykły rachunek bankowy, za prowadzenie i użytkowanie którego Meritum obiecuje nie pobierać żadnych opłat przez okres 5 lat licząc od daty zawarcia umowy rachunku. Co ważne, taka obietnica dotyczy także: wydania i używania karty debetowej, wypłat ze wszystkich bankomatów w kraju i na świecie, krajowych przelewów internetowych i natychmiastowych, zleceń stałych i wielu innych operacji - ogólnie można powiedzieć wszystkiego.

Niestety taka obietnica nie jest za darmo!!! W zamian Meritum oczekuje comiesięcznych wpływów na wspomniany rachunek kwoty minimum 2 500 zł (z innego banku lub rachunku firmowego klienta) lub też dokonywania transakcji bezgotówkowych kartą debetową na sumę 700 zł. Moim zdaniem są to dość duże wymagania, jak na konto przeznaczone dla Kowalskiego.

W miesiącu, w którym żaden z powyższych warunków nie zostanie spełniony podmiot ten pobierze od klienta opłatę w wysokości 12 zł. Jasno, przejrzyście, idealnie - prawda?

Wszystko dobrze, ale co ze starymi rachunkami?

Obecnym klientom Meritum Bank umożliwia darmową konwersję (zamianę) posiadanych przez nich ROR-ów na Konto z Gwarancją - to bardzo ładny gest, gdyż znam instytucje, w których taka opcja jest dodatkowo płatna.

Na szczęście dla osób niezdecydowanych operacja zamiany nie jest obowiązkowa.
Ja na przykład postanowiłem nie zmieniać swojego starego rachunku. W aktualnej taryfie opłat i prowizji nie znalazłem bowiem żadnych obciążeń, które będę ponosił za swoje obecne konto. Wynika to z faktu, że z rachunku w Meritum Banku korzystam wyłącznie przy użyciu Internetu a wszystkie operacje wykonuję zdalnie. Do tego nie posiadam karty debetowej, która to od 1 czerwca stanie się płatną atrakcją (6 zł opłata stała).

Co więcej, od października br. Meritum Bank będzie naliczał opłatę dodatkową za korzystanie ze wspomnianego plastiku w wysokości 8 zł. Będzie ona pobierana, gdy na naszym koncie bank nie odnotuje odpowiedniego zasilenia w kwocie:

- dowolnej, gdy wpływ pochodzi z tytułu wynagrodzenia, stypendium, renty lub emerytury,

- min. 2 000 zł, gdy przelew „przyjdzie” z innego banku lub rachunku firmowego klienta

Podsumowanie

Nowe konto dostępne w ofercie Meritum Banku wydaje się być bardzo ciekawą propozycją dla osób, którym zależy na zupełnie darmowym koncie osobistym. Gwarancja nienaliczania żadnych opłat i to przez okres 5 lat na pewno mocno działa na wyobraźnię. Trzeba jednak zaznaczyć, że ogólna euforia nieco opada, gdy spojrzymy na warunki dzięki którym owy rachunek jest darmowy (zasilenie kwotą 2500 zł lub płatność kartą na 700 zł). Nie oszukujmy się, ale przy takich obostrzeniach Konto z Gwarancją na pewno nie jest skierowane do szerokiego grona odbiorców.

Pewnym mankamentem jest jeszcze to, że w ofercie Meritum Banku nie znajdziecie aktualnie żadnego innego rachunku.

A Wy w jakich bankach posiadacie swoje ROR-y? Jesteście z nich zadowoleni? 

Zapraszam do komentowania, Jacek

07 maja 2015

Jedziemy po dnie, czyli oszczędzanie jeszcze nigdy nie było tak trudne


Za nami kolejna decyzja Rady Polityki Pieniężnej dotycząca stóp procentowych. Tym razem organ ten postanowił utrzymać je na dotychczasowym poziomie. Niestety nie ma się z czego cieszyć, gdyż to oznacza utrzymanie nadal rekordowo niskiego oprocentowania lokat i kont oszczędnościowych. Gdzie w takim razie lokować swoje oszczędności?

Jak co miesiąc, zaraz po decyzji Narodowego Banku Polskiego, przygotowuję dla Was zestawienie najlepszych produktów wykorzystywanych do efektywnego pomnażania pieniędzy. W dzisiejszej odsłonie mojego rankingu postanowiłem skupić się na dwóch rodzajach lokat. Pierwszy, to zbiór ofert promocyjnych, przy których konieczne jest skorzystanie także z innych produktów bankowych. Drugi, to depozyty dostępne dla każdego bez żadnych warunków. Kwota jaką wziąłem pod uwagę to 10 tys. złotych.

Dla łapiących okazje…

Pierwsze zestawienie jest skierowane do osób, które w zamian za atrakcyjne oprocentowanie lokaty są skłonne skorzystać z dodatkowego produktu finansowego. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie aby po okresie promocji zrezygnować z zakupionego wcześniej instrumentu. Niemniej jednak, w tym przypadku wymaga to już pewnego zaangażowania ze strony klienta.

Najlepsze krótkoterminowe lokaty bankowe na kwotę 10 tys. złotych
Bank
Nazwa oferty
Oprocentowanie
Okres trwania lokaty
Uwagi
Deutsche Bank
db Lok@ta
5,00%
2 m-ce
Tylko dla nowych klientów (konto – TAK)
mBank
3-miesięczna lokata dla nowych klientów
4,00%
3 m-ce
Tylko dla nowych klientów (konto – TAK)
BGŻOptima
Lokata Bezkarna
4,00%
3 m-ce
Tylko dla nowych klientów - wymaga otwarcia konta oszczędnościowego
Meritum Bank
Lokata Start
4,00%
2 m-ce
Tylko dla nowych klientów (konto – TAK)


Wszystkie wymienione produkty cechują się naprawdę wysokim oprocentowaniem. Niestety w każdym przypadku aby móc z nich skorzystać konieczny jest zakup rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego lub oszczędnościowego (BGŻOptima). Niestety instrumenty te są adresowane wyłącznie do nowych klientów.

A teraz dla wszystkich...

W drugim zestawieniu, które dla Was przygotowałem zawarłem najlepsze lokaty, z których można skorzystać bez konieczności spełniania dodatkowych warunków (zakupu ROR). Zła wiadomość jest taka, że wśród nich znalazły się także rozwiązania, które można założyć tylko jeden raz.

Najlepsze lokaty bankowe na kwotę 10 tys. złotych (bez konta)
Bank
Nazwa oferty
Oprocentowanie
Okres trwania lokaty
Uwagi
SK Bank
Lokata standardowa
5,30%
5 lat
Oprocentowanie zmienne
SK Bank
Lokata standardowa
5,00%
4 lata
Oprocentowanie zmienne
SK Bank
Lokata standardowa
4,30%
3 lata
Oprocentowanie zmienne
Idea Bank
Lokata HAPPY
4,00%
3 m-ce
Tylko dla nowych klientów
SK Bank
Lokata standardowa
4,00%
2 lata
Oprocentowanie zmienne
BIZ Bank
Smart Lokata na powitanie
4,00%
na 1 lub 2 m-ce
Tylko dla nowych klientów (konto – NIE)
BIZ Bank
Smart Lokata na powitanie
3,75%
3 m-ce
Tylko dla nowych klientów (konto – NIE)
SK Bank
Lokata standardowa
3,70%
1,5 roku
Oprocentowanie zmienne
Open Finance
Lokata na Start
3,50%
2 m-ce
Można założyć tylko 1 lokatę
GetinOnline
Lokata na Start
3,50%
2 m-ce
Można założyć tylko 1 lokatę


Powyższe zestawienie zostało zdominowane przez produkty SK Banku. Co prawda, oferują one wysokie oprocentowanie, ale także wymagają zamrożenia naszych pieniędzy na długi okres czasu (nawet do 5 lat). Wśród propozycji z krótszym terminem zapadalności warte uwagi są lokaty od Idea Banku, BIZ Banku i podmiotów grupy Getin. Niestety z produktów tych można skorzystać wyłącznie jednokrotnie.

Oprocentowanie lokat szoruje obecnie po dnie. Jest to wina Narodowego Banku Polskiego, który to w ostatnich 30 miesiącach ostro obniżył swoje stopy procentowe. Dzięki temu banki zyskały możliwość pozyskiwania względnie „taniego” pieniądza na rynku międzybankowym, więc nie muszą już oferować wysokiego oprocentowania nam, czyli zwykłym klientom detalicznym.

Na zakończenie jeszcze dodam, że taka sytuacja jest tylko przejściowa. Zawsze po drastycznych obniżkach stóp przychodzi okres ich wzrostu. Niestety w moim odczuciu na pierwsze takie operacje przyjdzie nam poczekać przynajmniej 12 miesięcy.

Pozdrawiam, Jacek
 

Zastrzeżenie

Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Wszystkie decyzje inwestycyjne czytelnik podejmuje na własną odpowiedzialność.
 
Blogger Templates