Fala upalnego powietrza na szczęście jest już za nami. Założę się, że temperatury powyżej 30 stopni Celsjusza ostro dały Wam się we znaki. Nie martwcie się, nie jesteście osamotnieni - ja również ciężko to przeżyłem. Ale nie ma tego złego, co by na… artykuł nie wyszło ;) Tak moi drodzy, zakończone kilka tygodni temu zwrotnikowe temperatury sprawiły, że postanowiłem podliczyć wydatki poniesione przeze mnie na ratowanie się przed tym skwarem.
Powietrze
Pierwszą i chyba najbardziej znaną metodą walki z upałami jest kupno wentylatora. Niestety w okresie letnim ceny tych urządzeń są, powiedzmy sobie szczerze, mało atrakcyjne. Ja za swój, nie oszukujmy się słaby model, zapłaciłem 120 złotych. A widziałem i takie, które kosztowały 300 złotych i więcej. Wadą wentylatorów jest jednak to, że one nie chłodzą a tylko dmuchają powietrze, więc siłą rzeczy temperatura nie spada.
Drugim sposobem na ulżenie sobie w czasie obowiązywania wysokich temperatur jest zakup klimatyzatora, czy tam klimatora – nie wiem jak to się fachowo nazywa ;) Rozwiązanie tego typu nie dość, że schładza powietrze, to jeszcze w wybranych modelach je nawilża, co dodatkowo zwiększa komfort użytkowania. Do podstawowych wad tej „maszyny” należy zaliczyć, podobnie jak powyżej, wysokie ceny w okresie letnim i dość duży hałas występujący podczas jego pracy. Ceny najprostszych urządzeń wahają się od 300 do 400 złotych. Choć bardziej rozrzutni mogą wydać nawet i 1000 złotych. Ja niestety nie skusiłem się na zakup klimatora, ale na pewno rozważę taką opcję w przyszłym roku.
Woda od wewnątrz
Wszyscy wokół powtarzają, że w czasach upałów najważniejszą rzeczą jest odpowiednie nawadnianie organizmu. O ile w ciągu normalnych dni należy spożywać ok. 2 litrów płynów, to w te bardziej gorące nawet 3 litry. Ja na szczęście z tego zadania wywiązuję się wyśmienicie. Jako, że jestem dość aktywnym człowiekiem moje średnie dzienne picie samej wody zamyka się na 2 litrach. Do tego dochodzą płyny pochodzące z jedzenia, kawy, herbaty i owoców - więc sumarycznie spokojnie dobijam do 3 litrów. Zaraz, przecież miało być o kosztach :)
Przyjmując, że dziennie wypijam 2 litry wody mineralnej a ostatnie upały trwały 30 dni, to ja w tym czasie spożyłem 60 litrów wody, czyli 40 butelek. Zakładając, że jedna butelka kosztuje około 1,80 zł to moje „nawadnianie” uszczupliło mój portfel o jakieś 72 złote.
Woda na zewnątrz
Nie byłbym sobą, gdybym w czasie takich temperatur nie odwiedził basenu. Co prawda , nie jestem stałym bywalcem pływalni, ale w ciągu ostatniego miesiąca odwiedziłem te miejsce aż trzy razy. Oprócz tego, że wizyty te pozytywnie wpłynęły na mój organizm przyjemnie go schładzając, to niestety okazały się one dość kosztowne - wydałem na nie około 100 złotych.
W ramach wytłumaczenia dodam tylko, że w dwóch przypadkach na basenie byłem z całą rodziną (dwie osoby dorosłe + Michał). Za każdym razem taki wypad kosztował mnie około 40 złotych (17 złotych/h za jednego dorosłego). Do tego należy dodać samodzielną wizytę w jednej z warszawskich pływalni za 19 złotych za godzinę. W sumie daje to 99 złotych.
Koszty…
W moim przypadku ubiegło miesięczna walka z upałem kosztowała mnie 291 złotych. Całkiem sporo zważywszy na fakt, że to wydatek spowodowany wyłącznie wysoką temperaturą. Przyznam jednak, że dla osób bardziej wymagających powyższe wydatki mogą ulec znacznemu zwiększeniu - chociażby w chwili zakupu klimatyzatora lub częstszych wizyt na basenie.
Pocieszające jest jednak to, że okres największych upałów chyba mamy już za nami, więc i wydatki na walkę z tym „żywiołem” w najbliższym czasie powinny być mniejsze.
A Wy jak sobie radziliście z wysoką temperaturą? Dużo Was to kosztowało?
Pozdrawiam, Jacek
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dużo.. zakup klimatyzacji i kilku wiatraków do biura
OdpowiedzUsuńCytując klasyka: "taki mamy klimat" ;)
UsuńJak dla mnie wydatki (chyba) były mniejsze, a były spowodowane nie tyle upałami co brakiem deszczu :) Udało się przez cały miesiąc przemieszczać się po mieście na rowerze bez wydawania pieniędzy na komunikację :)
OdpowiedzUsuńNo ja jakoś nie mogę się na razie przekonać do roweru. Choć pewnie dojazd do pracy zająłby mi tyle samo czasu co komunikacją. Może kiedyś jednak dojrzeję do tej decyzji :)
UsuńBardzo ciekawe podliczenia :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobały.
UsuńMoże zima będzie lżejsza za to i zaoszczędzimy trochę na ogrzewaniu :)
OdpowiedzUsuńByć może :)
UsuńPanie Jacku, koszty dałoby się obniżyć. Nie wiem, jaka jest w Warszawie jakość wody w kranie, ale ja u siebie od kilku już lat piję takową - nie kupuję tej ze sklepu. Dlaczego? Ta w kranie jest częściej badana niż ta butelkowana, ponoć zawiera też potrzebne pierwiastki (choć nie wiem, w jakich proporcjach). Po prostu ufam spółce wodociągowej. Nie trzeba też dźwigać zgrzewek/butelek ze sklepu;-)
OdpowiedzUsuńNie jest Pan pierwszą osobą, która tak robi. Wielu moich znajomych postępuje dokładnie tak samo. Ja jednak mam pewne obawy co do jakości warszawskiej wody. Może gdybym mieszkał w jakimś czystszym rejonie kraju, to skusiłbym się na taki zabieg. Na razie jednak zostanę przy butelkach ;) Dziękuję za komentarz.
Usuń